To ponoć wszystko wina Platona, rzekomo on wywiódł nas na manowce stabilności uczuć, to on wskazał, że miłość jest związkiem istot do siebie podobnych, połówek jednej duszy, które w bezmiarze kosmosu zderzają się ze sobą, po czym wpływ spotkania jest tak silny, że zaczyna owocować. W tym świetle fotograf jest niczym satelita, który obserwuje zjawisko astronomiczne, w skupieniu, z wyczuciem, dla nauki.
Nauka jest zawsze podobna. To nieodparte przeświadczenie, że już ponoć tyle wiemy o emocjach, tyle wiemy o pięknie, a za każdym razem, przy każdym zleceniu, jest jakby pełniej. Miłość jest najlepszą formą gwarancji i ta szczera – nie podlega reklamacji, chroni osoby i kpi sobie z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, bo żadna konkurencja nie będzie dorastała do pięt, a żaden konsument swojej szansy nie dostanie. Istnieje tylko jeden mały warunek – ta miłość musi być szczera.
Aleksandra i Adam akurat z tym problemów nie mają, ta szczerość jest czytelna, jest widoczna, a co najważniejsze – w okresie jesiennych zachorowań – jest zaraźliwa. Jeśli już nazwać to zjawisko wirusem, to mam nadzieję, że rozprzestrzeni się skutecznie i szybko, i choćby w procencie tak pięknie jak u Aleksandry i Adama.